Stanął bałwan za oknem
Marchewka w złym miejscu mu sterczy
Trwoni swe chwile ulotne
Znów pisze głupiutki wierszyk
Oczka z węgielków się błyszczą
Z boków wystają kikuty
Bezcześci kulturę wyższą
Bałwan jest cały zepsuty
Główka mu słabo pracuje
Po co chciał stanąć na słońcu?
Dziwnie się teraz czuje
Zrobiło się za gorąco
Ruszyć się z miejsca nie może
Kulać się nawet nie umie
Znów wybrał jak mógł najgorzej
Roztopi się wkrótce w zadumie
Wtem śnieg biały padać zaczyna
Żyć będzie więc jeszcze przez chwilę
Chce napić się czerwonego wina
i spędzić bałwani dzień milej
Oblał się gamoń tym winem
Marchewka w złym miejscu mu sterczy
Groźną ma teraz minę
Wygląda jak bałwan krwiożerczy